Wyd. W.A.B., 2005
Ilość stron: 291
Różnorodność jest wskazana, a że dawno nie sięgałam po kryminał, przyszła kolej na rodzimego pisarza. Do Marka Krajewskiego zawsze chętnie wracam, ponieważ potrafi stworzyć niespotykany klimat na kartach swoich powieści. I choć bardziej przypadł mi do gustu Popielski, z racji zbliżającej się premiery nowej części przygód Mocka postanowiłam dokończyć serię rozgrywaną we Wrocławiu.
Upalny wrzesień roku 1919, na podwórzach wrocławskich kamienic rozbrzmiewa pieśń kataryniarzy o grasującym mordercy - wampirze. Jednak tym razem każda śmierć powiązana jest z asystentem kryminalnym Eberhardem Mockiem. Co łączy pracownika wydziału obyczajowego policji z wiadomościami znajdowanymi przy ciałach ofiar? I czym są tytułowe widma? Sięgajcie szybko po tę pozycję!
Po "Końcu świata w Breslau", który niestety bardzo mi się dłużył niechętnie spoglądałam w stronę kolejnych części serii, jednak tym razem jestem bardzo zadowolona. Marek Krajewski z niesłychanym znawstwem przeprowadza nas zaułkami międzywojennego Wrocławia, podążamy za nim do podrzędnych burdeli oraz tanich knajp. Zaglądamy bohaterom do talerzy, kieliszków i łóżek. Autor nie szczędzi nam również drastycznych szczegółów, makabrycznych widoków oddanych z wręcz zimną precyzją. Wciągająca historii kryminalna wspaniale współgra z "widokami" miasta, które tak bardzo różni się od znanego nam współcześnie. Nie zabrakło również nawiązań do antyku, tak charakterystycznych dla autora.
Rozwiązanie zagadki bardzo mnie zaskoczyło, mimo iż niektórych wątków zdawałam się domyślać. Ciekawym zabiegiem jest także prowadzenie narracji z punktu widzenia ściągającego, jak i ściganego. Choć zawsze po zakończeniu powieści Marka Krajewskiego czuję się "brudna" oraz przesiąknięta atmosferą półświatka, po lekturze "Widm w mieście Breslau" już nie mogę doczekać się na kolejną sprawę Mocka!

Komentarze
Prześlij komentarz